Gleiwitzer - Beuthener - Tarnowitzer Heimatblatt
Tłumaczenie
Więcej informacji
Tłumaczenie na język polski zostało wykonane automatycznie za pomocą sztucznej inteligencji. W związku z tym, mogą występować błędy w tłumaczeniu. Tłumaczenie dotyczy tylko i wyłącznie części tekstu, która zawiera słowa kluczowe.
Mikołaj odwiedza seminarium nauczycielskie w Pilchowicach
W Pilchowicach, miejscowości seminaryjnej w powiecie rybnickim, a później w powiecie gliwickim, panowała tradycja, że w dzień św. Mikołaja starsi seminarzyści odwiedzali młodszych wychowanków. Uczniowie trzech niższych klas preparandy mieszkali po 10–15 osób jako podnajemcy u mieszkańców wsi. Jako opiekun pełnił rolę seminarzysta ze starszych klas.
W wieczór mikołajkowy (6 grudnia) siedzieliśmy w pokoju do nauki i pełni obawy czekaliśmy na to, co zaraz się wydarzy. I wtedy się zaczęło. Dudnienie na schodach wejściowych stawało się coraz głośniejsze. Drzwi się otworzyły i wszedł Mikołaj — ubrany w białą szatę, z maską na twarzy i z basową struną, wymontowaną z fortepianu, w ręku. Tą struną zaczął nas okładać. Jak siedem koźlątek z bajki rozbiegliśmy się pod stoły, za szafy, pod łóżka, do łóżek itd. Jeden z uczniów zdołał wymknąć się na korytarz, wyskoczył z pierwszego piętra na podwórko sąsiedniej posesji. Na szczęście o tej porze leżał jeszcze obfity, miękki, puszysty śnieg, więc wylądował na dole bez szwanku. Tymczasem Mikołaj przeszedł przez wszystkie pokoje i nikogo nie pominął.
W drodze powrotnej jednak doszło do poważnej wpadki.
Wśród tej spłoszonej gromady wszedł po schodach nauczyciel seminarium, żeby sprawdzić, jak uczniowie się uczą. Nasz Mikołaj, w całym tym zamieszaniu, pomyślał, że to uczeń, który wyskoczył wcześniej, i uderzył go w rękę struną basową. Wyobraźcie to sobie: seminarzysta bije nauczyciela! Nauczyciel następnego dnia pozwolił zabandażować sobie rękę przez jednego z dyżurujących seminarzystów. A co wydarzyło się potem? — Nic, absolutnie nic. Nauczyciel prowadził lekcję jak zawsze, z zabandażowaną ręką. Żadnych pytań, żadnych dochodzeń, żadnych gróźb kary. Ten mikołajowy pochód był po prostu przywilejem — i nawet nauczyciele nie mogli tego zmienić.
Rudi Schlegel
Tekst źródłowy
Więcej informacji
Tekst źródłowy nie należy do najłatwiejszych do czytania ze względu na fakt, iż jest to tekst zeskanowany z oryginalnego dokumentu. Nie jest to tekst "przepisany", lecz "przeczytany" przez system OCR. Co za tym idzie, mogą występować błędy w tekście i "dziwne" znaki.
Aus den Tagen meiner Kindheit entsinne ich mich, daß am Vorabend von St. Nikolaus mich meine älteren Geschwister aufforderten, einen leeren Teller auf das äußere Fenstersims zu stellen, damit der Heilige, wenn er auf seinem Schimmel durch die Straßen fliegt, eine Gabe einbeschere. Welche Freude durchzitterte am Morgen des Nikolaustages das Kinderherz, als ich das Fenster öffnete und hier den Teller mit Nüssen, Äpfeln und einem Pfefferkuchenmanne gefüllt fand. . Und erst gegen Abend, als die frühe Dämmerung hereinbrach und die Schwe- stern mir zuraunten: „Heute kommt der Nickel!“ Furcht und Erwartung rangen in dem wild pochenden Kinderherzen. Jedes Geräusch im Hausflur vernahm das heute besonders scharfe Ohr und — unruhige Gewissen. Endlich das Zeichen der bekannten Klingel! Herein tritt eine in weiße Kleider gehüllte Gestalt, welche einen Bischofsstab in der Rechten hält. Ein langer, silberweißer Bart ziert den Kopf, auf welchem die Bischofsmütze sitzt. Staunen und Furcht sprechen aus den Kinderaugen. „Kannst Du beten?“ fragte der Heilige, „Ja!“ stottere ich und beginne sofort das „Vater unser“ mit einem Eifer, daß der hohe Besucher mir selbst Einhalt gebietet. ) Aber nun fragt der Heilige die Eltern: „Ist der Karl artig gewesen? Folgt er auch immer?“ Und da hier die Wahrheit für'mich beschämend gewesen, so war der Lohn für meine Streiche auch danach. Der Heilige hatte eine Rute und konnte gut hauen! — In anderen Häusern kam der Nickel in Begleitung. Entweder hatte er einen Engel bei sich, oder aber, und das war sehr oft der Fall, wurde er von einem Teufel be- gleitet, welcher gewöhnlich in einem gewendeten Pelze steckte und mit einer Kette rasselte. Da diese „Nickel“ mit der ihnen doch zukommenden Freigebigkeit geizten und uns nicht viel Nüsse und Äpfel, dafür aber um so mehr Hiebe mit einem Knieriemen bescherten, entstanden in unserem Munde allerlei Spottlieder auf den Nickel. Das war vor beinahe 50 Jahren! Heute? — Da gibt es wohl noch einige Familien, wo der selige Kinderglauben noch das einfältige Gemüt beseelt, aber die Mehrzahl der Kinder ist über diesen „Mumpitz‘“ erhaben; diese wissen bereits mehr, als ihrem Alter zukommt. (1925) YTiBolaus befucht die Präparanden in Pilcdowib & Lk. In Pilchowitz, dem Seminarort im Kreis Rybnik und später im Kreis Gleiwitz, galt es als Tradition, am Nikolaustag den jüngeren Zöglingen von seiten der älteren Seminaristen einen Besuch abzustatten. Die Schüler der drei unteren Präparanden- klassen wohnten zu 10 oder 15 als Untermieter bei Einwohnern des Dorfes. Als Auf- sichtsperson fungierte ein Seminarist der oberen Klassen. Am Nikolausabend (6. Dezember) saßen wir im Studierzimmer und warteten voll Furcht der Dinge, die bald eintreten würden. Und da ging es auch schon los. Ein Pol- tern auf der Hausstiege kam immer näher. Die Tür öffnete sich und herein trat der Nikolaus, in ein weißes Gewand gekleidet, mit einer Larve vor dem Gesicht und einer von einem Flügel abmontierten Baßsaite in der Hand. Mit dieser schlug der Nikolaus auf uns ein. Wie die sieben Geißlein im Märchen stoben wir auseinander, unter den Tisch, hinter die Schränke, unter die Betten, in die Betten usw. Ein Schüler konnte auf den Hausflur entwischen und sprang vom 1. Stock in den Hof des Nachbargrund- stückes. Gott sei Dank fiel zu dieser Zeit reichlich weicher, luftiger Schnee, so daß er ohne Bruch unten ankam. Der Nikolaus aber ging alle Stuben durch und vergaß niemanden. Beim Heimweg ereignete sich eine schwerwiegende Panne. Es kam in