Gleiwitzer - Beuthener - Tarnowitzer Heimatblatt
Tłumaczenie
Więcej informacji
Tłumaczenie na język polski zostało wykonane automatycznie za pomocą sztucznej inteligencji. W związku z tym, mogą występować błędy w tłumaczeniu. Tłumaczenie dotyczy tylko i wyłącznie części tekstu, która zawiera słowa kluczowe.
Wpomnienia seminarzysty z Seminarium Nauczycielskiego w Pilchowicach.
6 listopada 1967 roku przypada 100. rocznica dnia, w którym w Pilchowicach, około 15 km na południe od Gliwic, założono seminarium nauczycielskie. Jako były uczeń tej placówki, wypada w roku jubileuszowym opublikować kilka osobistych wspomnień z czasów mojej nauki.
Początkowo budynek został wzniesiony w 1778 roku jako zamek przez hrabiego v. Wengerskiego. Jednak w 1858 roku służył już jako zakład karny. Przy przebudowie na budynek seminaryjny nie zapomniano o tym, pozostawiając w dolnych pomieszczeniach żelazne kraty w oknach. Całość była dużym, imponującym budynkiem, który dominował nad małym rynkiem Pilchowic i nadawał temu miejscu charakterystyczny wygląd. To miejsce i ten dom miały przez sześć lat być moim miejscem nauki.
Po ukończeniu trzyletniej szkoły średniej w Gliwicach musiałem zdecydować, jaki zawód chciałbym wykonywać. Dla 13½-letniego chłopca była to trudna decyzja! Rzemiosło nie wchodziło w grę – byłem dość wątły fizycznie i nie chciałem całe życie siedzieć w biurze, więc wybór zawodu nauczyciela wydawał się najbardziej sensowny. Tę decyzję podjęli także moi ówcześni nauczyciele – oraz moja matka. Po dopełnieniu zwykłych formalności rekrutacyjnych – razem z innym chłopcem z Gliwic – przystąpiłem do egzaminu wstępnego. Potem, w okresie wielkanocnym, nastąpiło ostateczne wprowadzenie do instytucji. Było to w kwietniu 1916 roku, w czasie I wojny światowej.
Uczniowie pierwszej klasy szkoły przygotowawczej mieszkali we wsi u prywatnych gospodarzy, którzy udostępniali im trzy pomieszczenia: jedno do spania i nauki; wszystkie posiłki były serwowane zgodnie z ustalonym planem w jadalni seminarium. Nadzór nad uczniami w tych kwaterach sprawował starszy seminarzysta. Rano i wieczorem odprowadzali nas na zajęcia, a wieczorami dwie lub trzy osoby musiały napełniać puste dzbanki wodą i przynosić je z powrotem do kwatery – rano i wieczorem. To działo się w piwnicy. Jednak tylko uczniowie 1. klasy przygotowawczej mieli taką możliwość. W innym miejscu nie było tak dużo wody. Na podwórzu mieszkalnym stała duża szafa z zamykanymi przegrodami – każdy z uczniów miał swoją przegródkę. Do tej szafy przynosiło się też mleko. Pewnego razu, gdy moja matka wysłała mi miód, włożyłem go do tej szafki. Następnego ranka spotkała mnie przykra niespodzianka – setki mrówek roiły się wokół, pełzały po słoiku i po moim zeszycie. Oczywiście musiałem wszystko dokładnie posprzątać.
W okolicach Mikołaja zwyczajem było, że starsi seminarzyści przebierali się i odwiedzali młodszych kolegów jako Mikołaje. Pewnego razu pojawił się bardzo długi Mikołaj z dużą brodą na końcu korytarza wieczorem, wywołując zamieszanie. Jako instrument do bicia używał grubej stalowej linijki. Biada temu, kto dostałby takim uderzeniem! Nie mogłem uciec, tylko z przyjacielem A. Kr. wskoczyliśmy do sąsiedniego pokoju – ale Mikołaj ruszył za nami. W końcu A. Kr. wyskoczył przez okno – które wcale nie było nisko – na podwórko należące do kupca Grzondziela. Na szczęście była zima i śnieg zamortyzował upadek. Mikołaj zszedł wtedy po schodach. Nagle ktoś wbiegł z dołu po schodach – Mikołaj pomyślał, że to uczeń, który przed chwilą wyskoczył przez okno, i uderzył go w rękę linijką. Niestety, nie był to uczeń, tylko seminarzysta pełniący obowiązki kontrolera. Następnego dnia przybył do klasy nauczyciel z linijką i ukarał nas podczas zajęć. Od tej pory Mikołaj stał się tradycją – a nauczyciele mieli z tego powodu sporo pracy.
W pierwszych dwóch latach mieliśmy nauczyciela szkoły przygotowawczej o nazwisku Karl Böhm. Miał jasną cerę, żółtawą twarz i nosił czarne wąsy jak cesarz Wilhelm II. „To jest cesarskie” – mówił – „nie mam żadnego ‘uderzenia’.” Ale był gorliwym botanikiem i zoologiem. Z lupą i podręcznikiem rozpoznawaliśmy razem rośliny w lesie i na łąkach. Latem chodziliśmy do sąsiedniego lasu i zakładaliśmy własne obserwatoria przyrodnicze. Latem zbieraliśmy jagody. Czasami przychodziły też uczennice z gliwickiego liceum dla dziewcząt i – jak to bywało – między niektórymi rodziło się uczucie. Wymienialiśmy się marmoladą i jagodami w zamian za zerwane nici uczuć. Jesienią wybieraliśmy się na zbieranie grzybów poprzez co wzbogacaliśmy naszą wiedzę przyrodniczą i jednocześnie robiliśmy coś dobrego dla rannych żołnierzy. Latem znaleźliśmy nasze miejsce kąpielowe w pobliskiej Birawce. To mogło się dla mnie źle skończyć. Wtedy jeszcze nie umiałem pływać – moi koledzy o tym nie wiedzieli. Złapali mnie za ręce i nogi i wrzucili w głęboką część rzeki. Birawka niosła wtedy ścieki przemysłowe, które brzydko pachniały. Usiłowałem się wynurzyć, ale znów zniknąłem pod wodą. W desperacji zacząłem „płynąć” jak pies – aż natrafiłem na drewniany słup w wodzie, do którego się przytuliłem. Dopłynąłem do brzegu i padłem zmęczony na ziemię. Koledzy tego nawet nie zauważyli. Dla mnie było to jednak ważne wydarzenie – odtąd postanowiłem nauczyć się pływać.
Nad brzegiem Birawki również po raz pierwszy zapaliliśmy papierosy. Popularne były marki: „Peu”, „Okasa”, „Salem”, „Dames”, a później ta dobra i droga – „Senoussi”. Palenie było wśród uczniów zakazane. Pewnej niedzieli wymknąłem się na drogę i natknąłem na seminarzystę. Gdybym natychmiast uklęknął i poprosił o wybaczenie, może by mi odpuścił. Ale nie zrobiłem tego – i zostałem ukarany. Wyciął mi z kurtki pół rękawa i zrobił dziurę wielkości pięści. Moja matka była zachwycona, nauczyciel udawał, że nic nie widzi.
W drugim roku zachorowałem – być może przez ubogą dietę lub alergię na pyłki. Usta mi spuchły, głowa pokryła się strupami. Spędziłem kilka tygodni w klasztorze Braci Miłosierdzia w Pilchowicach. Leczył mnie dr Böberstein z Gliwic. Dzięki niemu nadrobiłem zaległości i znów mogłem uczestniczyć w zajęciach z moją klasą.
Moja szafka była pusta – w przeciwieństwie do szafek synów rolników z Raciborza, Rybnika czy Hluczyna. Przynosili ogromne bochny chleba, które były wydrążane i wypełniane smalcem, słoniną czy szynką. Do każdego bochenka dołączano kawałek kiełbasy i opisywano go nazwiskiem. Często dzieliłem się z nimi, pomagając im w tłumaczeniach z francuskiego.
Im dłużej trwała wojna, tym gorsze było wyżywienie. Zamiast masła dostawaliśmy marmoladę, zupy z chwastów, a czasem nawet resztki przetwarzane na pulpety. Ryby z ośćmi były przysmakiem tylko w niedziele.
W trzecim roku wybuchła rewolucja i powstała Republika Weimarska. „Cesarscy” uczniowie zniknęli. Wcześniej uważano ich za elitę – teraz trzeba było wszystko zaczynać od nowa. Zaczęto rozmawiać o demokracji. Wprowadzono samorząd uczniowski, wybierano przewodniczących klas. Na początku nie wiedzieliśmy jeszcze, jak z tego korzystać – ale z czasem urząd zyskał autorytet.
Wprowadzono również czapki klasowe, różniące się kolorem i materiałem. Podobne nosili studenci. Pojawiły się skróty takie jak „S.A.” i „S.T.V.” – wzorowane na studenckich bractwach. Lata mijały szybko. Na koniec szkoły przygotowawczej zdawaliśmy tzw. egzamin seminaryjny – teoretyczny, np. „od pokrywki do dekla”. Kto zdał, mógł rozpocząć naukę jako seminarzysta.
W kwietniu 1919 roku przenieśliśmy się do głównego budynku seminarium. Na najwyższym piętrze znajdowała się ogromna sala sypialna dla 140 uczniów. Były tam szafki, umywalki, aula z organami i fortepianami. W każdej sali był plan ćwiczeń muzycznych, którego należało się trzymać. Z czasem zacząłem grać na fortepianie, ćwiczyłem potajemnie. Nauczyciel przyłapał mnie, ale zamiast ukarać, uczynił mnie jednym z najlepszych uczniów.
Wkrótce pojawili się tzw. kursanci wojskowi – uczniowie, którzy przerwali naukę by walczyć na froncie. Jeden z nich znał się na hipnozie. Potrafił zahipnotyzować kurę kredowymi krzyżami – zwierzę leżało nieruchomo, jakby martwe.
Organizowano też wycieczki do Rud, gdzie śpiewaliśmy pieśni patriotyczne.
Pewnego razu dyrektor seminarium przechadzał się po sali sypialnej z latarnią i sprawdzał, czy wszyscy śpią. 7 łóżek było pustych – ich lokatorzy wyszli obserwować gwiazdy. „Obserwować możecie w dzień, do łóżek!” – powiedział. Gwiazd już nie obejrzeliśmy.
Plebiscyt i powstanie
Rok 1921. W marcu miało się odbyć głosowanie ludowe na Górnym Śląsku. Już wcześniej dało się odczuć napięcie. Polacy zorganizowali pielgrzymkę do rzekomego grobu polskiego biskupa w klasztorze. To była prowokacja. My, niemieccy seminarzyści, nie mogliśmy do tego dopuścić. Polacy chcieli to przedstawić jako religijną manifestację, ale widzieliśmy w tym polityczny cel.
Gdy zbliżyli się do wsi, my zebraliśmy się z kijami i pałkami przy gospodzie. Nasz „posterunek” znajdował się w ogródku warzywnym kupca Aschmanna. Około godziny 15 doszło do pierwszych starć, które trwały do wieczora. Byli ranni i zabici – to nie była już niewinna demonstracja. Już 3 maja 1920 roku pokazaliśmy, że się nie poddamy. Policja nie reagowała, nikt nie został ukarany.
Nadszedł 3 maja 1921 – wybuchło trzecie powstanie śląskie. O świcie rozległy się strzały wokół budynku seminarium. Polacy z Rybnika zajęli wieś. Musieliśmy uciekać, zostawiając wszystko – łóżka, ubrania, książki. Każdy z nas dostał przepustkę do Raciborza lub Gliwic. Pociąg już czekał. Ostatni wagon był przepełniony – to była moja pierwsza ucieczka w życiu. Trzymałem się ręki matki i nie wiedziałem, co się dzieje.
Powstanie zostało stłumione. W lipcu 1921 odwiedziliśmy Pilchowice. To, co zastaliśmy, było przerażające: nauczyciele bezradni, pomoce naukowe zniszczone, biblioteka splądrowana. Wszystkie łóżka rozkradzione. W salach lekcyjnych nie było pianin – przetrwał tylko jeden fortepian w auli. Kto by odważył się go wynieść?
Zakończenie
Na początku września otrzymaliśmy wiadomość, że nasz kurs – ostatnia klasa – 1 października 1921 roku wznowi zajęcia w seminarium w Raciborzu. Trudno było nam się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Ale musiało się to udać. Dwa inne kursy zostały przeniesione do Liebenthal i Striegau. Razem z nami przyszli dyrektor Krömer i starszy nauczyciel seminarialny Albrecht. Nasz kurs został włączony do ostatniego rocznika seminarium raciborskiego. Z pomocą tych dwóch wspomnianych nauczycieli i grona pedagogicznego seminarium raciborskiego przystąpiliśmy do pierwszego egzaminu nauczycielskiego, który odbył się 22 lutego 1922 roku w Raciborzu.
Chętnie i często wspominam – i moi koledzy również – lata nauki i pracy w seminarium nauczycielskim w Pilchowicach. A szczególnie w jubileuszowym roku 1967!
Nauczyciel główny Rudolf Schlegel (dawniej Trzaskalik), Weiler/Allgäu
Tekst źródłowy
Więcej informacji
Tekst źródłowy nie należy do najłatwiejszych do czytania ze względu na fakt, iż jest to tekst zeskanowany z oryginalnego dokumentu. Nie jest to tekst "przepisany", lecz "przeczytany" przez system OCR. Co za tym idzie, mogą występować błędy w tekście i "dziwne" znaki.
angebraust und gelandet .war, wie ein Zwerg aus. Dieses erst kürzlich in Betrieb gestellte Schnellflugzeug, mit einer Geschwindigkeit von 360 km die Stunde, bietet in der Ka- bine 4 Fluggästen Raum oder kann 500 kg Luftexpreßgut und Post befördern. In der kurzen Zeit seit der Inbetriebnahme dieses Flugzeuges hat es sich bereits zehn Welt- rekorde erobert. Die Heinkel H 70 ist ein Tiefdecker mit einklappbarem Fahrgestell, das einzige dieser Art in Deutschland. Diese Maschine steht während des Sonn- tags neben dem größten Landfiugzeug auf dem Flughafen in Gleiwitz zur Besichti- gung. Außer diesen beiden Maschinen wird in Anbetracht der starken Nachfrage nach Kinderflügen die 23sitzige Kinder-Möwe der Deutschen Lufthansa nochmals für Sonn- tag, den 14. 5. nach Gleiwitz zurückkehren. Flugkapitän Untucht, der Pilot der He 70, hat mit ihr viele Weltrekorde erobert, („Oberschlesische Volksstimme*‘) Präparand und Seminarift in Pilchomwis, Kreis Gleimwib Am 6. November 1967 jährt sich zum 100. Male der Tag, an dem in Pilchowitz, etwa 15 km südlich von Gleiwitz entfernt, das Lehrerseminar gegründet wurde. Als ehemali- gem Zögling dieser Anstalt ziemt es sich, im Jubiläumsjahr einige persönliche Erinnerun- gen aus meiner Studienzeit zu veröffentlichen. Anfänglich war das Gebäude 1778 als Schloß durch Graf v. Wengerski erbaut wor- den. 1858 jedoch diente es als Strafanstalt. Beim Umbau in ein Seminargebäude hatte man nicht vergessen, in den unteren Räumen die eisernen Gitterstäbe in den Fenstern zu belassen. Im ganzen war es ein großes, imposantes Gebäude, das dem kleinen Markt- kn Den N a 5 3 Uruss aus Pilchowitz 33379 any bs WHEN Zuathof Lehrör-Semir VERUE MR SR Gt ] A] 4 BE, 5 Ce EA A En FE ® Lehrerseminar Pilchowitz (Bilkengrund). Von 1922 bis 1945 Kinderheim. Heute ausgebrannt. 29